numer XLVI - lipiec 2005
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Milena Wójtowicz Na co wydać kasę
<<<strona 22>>>

 

Podatek (fragment)

 

 

O KSIĄŻCE

Są nazywani przekleństwem społeczeństwa i zaprzeczeniem wolności. Są obrażani i nienawidzeni, nikt nie ośmiela się spojrzeć im prosto w oczy. Wzbudzają strach i modlitwy, by zapomnieli o naszym istnieniu. Ale przed ich wzrokiem i spisem nikt się nie ukryje.

Poborcy podatkowi.

Każdy musi zapłacić. Każdy, kto posiada talenty magiczne...

Drugi Urząd Podatkowy wita cię w swoich księgach.

Galerie w centrach handlowych awansowały ostatnimi czasy do rangi przybytków rekreacyjnych i stały się niewątpliwie celem pielgrzymek spacerowiczów, posiadających wprawdzie mierne zasoby finansowe, za to sporo wolnego czasu. Nikt więc nie zwracał uwagi

na przechadzającego się dostojnie, nobliwego starszego pana z laseczką. Tymczasem mag rozglądał się uważnie wśród kupujących i zwiedzających. Dziewczynę na ławeczce zauważył prawie natychmiast.

Ubrana była w niebieskie dżinsy i czarny żakiet, z którego kieszeni wystawały wyjątkowo różowe okulary. We włosy miała wetknięty jakiś kwiat. Nie wyglądała na Poborcę i mag z pewnością nie zwróciłby na nią większej uwagi, gdyby nie książka, którą czytała. Przepisy prawda podatkowego. Na wszelki wypadek rozejrzał się jeszcze uważniej.

Długo szukał możliwości odzyskania swojego „długu” w najdyskretniejszy sposób. Dopiero kilka godzin temu dowiedział się, że poborcy są winni magom przysługę. Dzięki swoim znajomościom mógł to wykorzystać. Urząd Skarbowy raczej nie słynął ze skłonności

do negocjacji, ale przysługa jest przysługą. Dług Urzędu dawał magowi realną szansę na odebranie swojego. Wystarczyło wykonać kilka telefonów, a potem w umówionym miejscu spotkać się z Poborcą.

Mag ukłonił się dziewczynie i jak najuprzejmiej zapytał, czy miejsce obok jest wolne. Uśmiechnęła się ślicznie, kiwając twierdząco głową. Jens wyjrzał ostrożnie ze sklepu z meblami. Na wszelki wypadek pstryknął staruszkowi kilka zdjęć. Nie ufał magom, od wczoraj jeszcze bardziej niż zwykle. Pułapka, którą miał okazję obejrzeć od wewnątrz i dogłębnie poznać zasady działania, z pewnością nie należała do najwygodniejszych. A dokładniej, była nieprawdopodobnie wręcz niewygodna. Na samo wspomnienie Poborca poczuł nieprzyjemny dreszcz. Na szczęście aspiryna zniwelowała jej skutki. Gdyby tylko wziął tabletkę dobrowolnie, a nie pod wpływem uroku rusałki. Zrobił jeszcze jedno zdjęcie. Zupełnie na wszelki wypadek.

– Pani zajmuje się podatkami? – zapytał starszy pan, gładząc swoje wypielęgnowane wąsiki.

– Taką mam pracę – odparła uprzejmie Monika.

– Rozumiem. – Uśmiechnął się zadowolony. – Czeka pani na kogoś?

– Owszem. – Dziewczyna zamknęła książę. – A pan kogoś szuka?

– W istocie. – Mag skinął głową i wsparłszy dłonie na gałce laski, popatrzył na Monikę z tajoną ciekawością. Niewątpliwie miał do czynienia z właściwą osobą. Zanim jednak miał okazję wyłuszczyć swój problem, obok niego usiadł postawny mężczyzna w ciemnym garniturze i ciemnych okularach. Machnął mu przed nosem odznaką.

– Inspektorzy Urzędu Skarbowego – oznajmił. – W czym rzecz?

Mag trochę się spłoszył.

– Jest was dwoje?

– Oficjalna polityka firmy – uświadomił go Poborca urzędowym tonem. – Tajne zadania z reguły nie bywają bezpieczne.

Starszy pan zamilkł na chwilę, popatrując to na dziewczynę, to na jej partnera. Wreszcie pokiwał głową.

– Bardzo rozsądnie, ale to doprawdy nie będzie nic niebezpiecznego. Tajemnicę jestem zmuszony zachować przed moimi kolegami po fachu. Zbyt żądni są pewnych przedmiotów.

– Jaki to przedmiot i jakie mamy podstawy prawne do jego uzyskania? – zapytała rzeczowo Monika.

– Księga magiczna znacznej mocy. – Interesant wyciągnął z kieszeni pergamin pokryty runami. – To weksel, wręczony mi przez wdzięcznego przyjaciela. Mam prawo do opisanego tam przedmiotu.

Jens obejrzał uważnie dokument i podał go Monice. Dziewczyna zerknęła na runy i wypisany poniżej, współczesnymi literami, aktualny adres dłużnika.

– To idziemy. – Wstała. – Gdzie przekażemy spłatę?

– Będę tu czekał. – Staruszek uśmiechnął się miło. – Powodzenia, moi drodzy.

– Powodzenia – mruknął sarkastycznie Jens, kiedy już wyszli z hipermarketu. – O co się założysz, że planuje nas zabić, jak tylko wrócimy z tą księgą?

– Wcale się nie założę. – Rusałka oblizała pistacjowego loda. – Zabije nas na sto procent. Przynajmniej taki ma zamiar. Miał to prawie wypisane na czole. Ale mnie będzie mu trochę żal. Przypominam jego wnuczkę.

– Nie zorientował się, że jesteś rusałką? – upewnił się Niemiec.

Pokręciła głową.

– Zabroniłeś mi pleść sieci. Poza tym, kto by się spodziewał rusałki zbierającej podatki.

– A dałabyś radę wmówić mu, że jesteś jego wnuczką?

– Zakładając, że kompletnie nie zwróci uwagi na to, że plotę sieć, to pewnie tak. – Monika schrupała wafelek od loda.

– Mogę cię zapewnić, że nie zwróci. Ciekawe, ilu magów zabił, żeby dostać ten weksel.

– Możesz go o to zapytać, kiedy będzie już w sieci – podsunęła Monika; sama nie była szczególnie spragniona wiadomości na ten temat. W sumie to irytował ją spokój, z jakim Jens mówił o magach mordujących się dla jakiejś książki. Nawet jeśli była to wyjątkowo cenna książka. Założenie, by nie dziwić się niczemu, co jeszcze może ją spotkać w świecie magii, zaczynało pękać pod naporem zasad, w jakich została wychowana i które, co tu kryć, nadal uważała za nienaruszalne. Odepchnęła gorzką konkluzję na temat podobieństw obu światów.

– A tak z ciekawości, nie boi się, że zabierzemy mu książkę albo... Sama nie wiem albo co, ale na jego miejscu nie zlecałabym tego Urzędowi. W zasadzie nikomu bym nie zlecała.

– Ale! Gość to sobie dokładnie przemyślał, możesz być pewna. Odwali brudną robotę cudzymi rękami. – Jens skrzywił się z niesmakiem. – Wybrał najlepsze rozwiązanie. Poborcy mają akurat tyle umiejętności, żeby sobie poradzić z odebraniem książki, a przy tym na tyle mało wiedzy, żeby się nie zorientować, ile jest warta. Zwykle nie znają się na takich sprawach – wyjaśnił.

– Ktoś, kto przeszedł szkolenie maga, nie będzie zniżał się do pracy komornika. Nasz sympatyczny staruszek może spokojnie założyć, że w Urzędzie, przynajmniej wśród Poborców, nie trafi na takich, którzy mają jakieś pojęcie o magii zaawansowanej albo znają się na przedmiotach magicznych.

– Ty się znasz, a nie jesteś chyba magiem – zauważyła przytomnie rusałka.

– Byłem, zanim trafiłem do Urzędu.

– To z tego można zrezygnować? – zdziwiła się Monika.

– Mnie to akurat wywalili i wykreślili z rejestru – mruknął niechętnie. Nie lubił o tym mówić, ale miał poważne obawy, że gdyby nic jej nie wyjaśnił, to przy najbliższej okazji oplotłaby go siecią ze zwyczajnej ciekawości. Była wyjątkowo dociekliwa. – Mówiłem ci przecież, że trochę nabroiłem.

– Duże było to „trochę” – skwitowała z ironią. Stanowczym gestem zabrała mu mapę, na której szukał właściwej ulicy. – Tulipanowa jest tu – poinformowała go tonem, jaki zazwyczaj rezerwuje się do rozmów z małymi dziećmi. – Dom pewnie będzie czuć z daleka.

 

***

 

Miała rację. Ten właściwy wyczuli, zanim jeszcze go zobaczyli.

– Mają oczko wodne w ogrodzie – ucieszyła się Monika. – A w nim wodnika.

– Powie im, że koło domu pęta się rusałka?

– Żartujesz – oburzyła się. – Wodne plemię trzyma się razem.

– Wodniki to szczwane stworzenia. – Jens nie był przekonany. Jak na kogoś, kto od niedawna dopiero zdaje sobie sprawę z tego, kim jest, wykazywała zaskakującą pewność co do zwyczajów i zasad swoich pobratymców. Uznał jednak, że lepiej będzie tę uwagę zachować dla siebie, a przynajmniej na stosowniejszą okazję.

– Jeśli dobrze mu u pracodawców, to sprzeda braci i siostry za kępę trzcin.

– Nie sprzeda – powiedziała Monika z tą samą niewzruszoną pewnością. – To bardzo małe oczko. Nawet żab w nim nie ma.

– Ale nam też nie pomoże? – zapytał. Może faktycznie nie tylko odrobiła pracę domową, doczytała co trzeba, przeprowadziła stosowny research, ale jeszcze znalazła czas, by nawiązać jakieś kontakty ze swoimi. W końcu za rękę jej cały czas nie trzymał.

– Niesolidni pracownicy nie znajdują zatrudnienia.

– Tak, wiem, szaleje bezrobocie. – Pokiwał głową.

Ciągle go zaskakiwała tym swoim praktycznym podejściem do rzeczywistości. No bo czy ktoś słyszał o pragmatycznej pannie z bagien? Jednak niewątpliwie miała rację. – Kiedyś to magowie na głowie stawali, żeby ściągnąć jakiegoś wodnika do swojego stawu, a teraz... Lepiej nie mówić.

Doszli już prawie do właściwego płotu. Domek był biały, piętrowy, zadbany. Balkon tonął w kwiatach. Na eleganckiej żelaznej bramie wisiała zwyczajna tabliczka z napisem „uwaga zły pies”.

– Myślisz, że naprawdę mają psa?

Jens zajrzał przez szparę miedzy prętami. Wzdrygnął się nerwowo.

– Rotweilera. Wielkie czarne bydlę. Idźmy stąd, zanim go wyprowadzimy z równowagi.

Przeszli kawałek i zatrzymali się na drugim końcu ulicy.

– Nie powiesz mi, że to będzie w gruncie rzeczy banalnie proste? – Monika usiadła na murku, który kiedyś w przyszłości miał się stać ogrodzeniem eleganckiej rezydencji. Chwilowo zamiast rezydencji leżał stos cegieł. Mieli stąd widok na przeciwną stronę ulicy i białą połówkę bliźniaka.

– Nie będzie proste. – Jens wyszperał z kieszeni gumę do żucia. Bardzo go irytowało, że nie może palić. – Będzie w ogóle beznadziejne, ale przysługa za przysługę, trzeba tę cholerną książkę zdobyć. Urząd nie może mieć zobowiązań.

– To właściwie moja wina – westchnęła za skruchą Monika.

– Gdzie tam twoja. Warszawa się machnęła, nie sprawdzili cię, tylko od razu kazali zarejestrować jako maga, więc kiedy wszystko się wydało, rzucili się ratować swoje grzędy. Za taką pomyłkę mogliby polecieć ze stanowisk. Gdyby wyszło na jaw, że wchodzą w układy

z magami, też by polecieli.

– Mało kryształowy ten nasz Urząd – stwierdziła Monika melancholijnie.

– Żaden inny nie jest lepszy. Wszędzie to samo. – Jens wzruszył ramionami. Z idealizmem skończył, kiedy miał siedem lat i poszedł do szkoły. – Nie ma co filozofować, tylko trzeba pomyśleć, jak zdobyć tę książkę. I jak przejść obok tego monstrum.

Rusałka pokiwała głową ze zrozumieniem.

Rzeczone monstrum właśnie skoczyło do bramy, basowo obszczekując pudelka, który akurat zażywał spaceru w towarzystwie swojej leciwej właścicielki. Tych dwoje z pewnością nie miało wątpliwości co do tego, że pies, strzegący posesji, jest naprawdę zły. Starsza pani teatralnym gestem chwyciła się za serce, a pudelek skulił się przerażony, zostawiając na chodniku niewielką kałużę.

– Mogłabym spróbować go zauroczyć – zaproponowała Monika. – Ogródek pewnie jest czysty, ze względu na sąsiadów.

– Ale drzwi i okna na parterze raczej nie. Jak użyjemy magii, to nas wyczują.

– Gdyby jakoś przekonać ich sąsiadów, żeby nas wpuścili na swój balkon... – Monika w zadumie przyglądała się bliźniaczym domkom i wspólnej balustradzie balkonów na piętrze.

– To jest świetny pomysł! Lubisz koty?

– Lubię, a co to ma do...

Zanim dokończyła, Jens zaczął się kurczyć i zmieniać kształt. Po chwili był zadowolonym z siebie, rudym kocurem. Wyprężył się ostentacyjnie i przebiegł przez ulicę, prawie wpadając pod przejeżdżający samochód.

Monika rzuciła się za nim, nie musiała nawet udawać przerażenia. Kompletny wariat! Jeszcze coś mu się stanie, a tego z pewnością nie zniosłaby spokojnie!

– Jens, wracaj natychmiast!

Zdawał się jej nie słyszeć. Przecisnął się pomiędzy sztachetami płotu ogradzającego sąsiednią posesję, wspiął się na rosnącą przed domem brzozę, przeskoczył z niej na balkon i wygodnie ułożył się na balustradzie.

Monika dopadła ogrodzenia. W głębi dostrzegła mężczyznę, koszącego trawę.

– Halo, proszę pana! – wrzasnęła, przekrzykując kosiarkę. – Proszę pana, kot mi uciekł do państwa ogródka! O, tam siedzi, widzi pan? Ja go muszę stamtąd zabrać, przecież tam obok jest taki straszny pies, jak mój kotek go zobaczy, to jeszcze ze strachu wejdzie na dach i jak ja go wtedy ściągnę?

Nie plotła sieci, bo mieszkańcy sąsiedniego domu mogliby coś zauważyć, ale na szczęście gospodarz okazał się sympatyczny i życzliwy. Sam zresztą miał kota, którego regularnie poszukiwał w ogródkach sąsiadów, i w przerażonej Monice widział bratnią duszę. Od razu zaprowadził ją na balkon.

Na ich widok Jens zastrzygł uszami.

– Chodź koteczku, kici kici... – Monika, podeszła do balustrady. – Dobry Jens, kochany, chodź do pani.

Jens podniósł się dostojnie i przeskoczył na sąsiedni balkon. Natychmiast rozległo się wściekłe szczekanie rotweilera. Kot zjeżył się i miauknął dramatycznie. Monika, niemalże ze łzami w oczach, przelazła przez balustradę.

– Ty potworze, zostaw mojego Jensa – krzyknęła i porwała kota na ręce.

W tym momencie otworzyły się drzwi balkonowe i wyjrzała zza nich zdumiona właścicielka tej części bliźniaka. Uprzejmy sąsiad zajął się wyjaśnianiem sytuacji, tuląca zwierzaka Monika dołączyła z przeprosinami. Tę chwilę wybrał sobie Jens, by wyrwać się z ramion rusałki. Smyrgnął między nogami pani domu i wpadł do mieszkania. Monika prawie wybuchnęła płaczem. Wyglądała na tak głęboko zrozpaczoną, że gospodyni, tyleż oszołomiona, co wzruszona, pozwoliła dziewczynie wejść i złapać niesfornego ulubieńca, który, jak zapewniała Monika, do utraty zmysłów przerażony był potworem, grasującym w ogródku.

Kiedy już obie były w pokoju, gdzieś w głębi domu rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Właścicielka oniemiała, a potem rzuciła na Monikę zaklęcie znieruchomienia i wyszła z pokoju, mrucząc coś o tym, że rzuci tego wstrętnego zwierzaka Brutusowi na pożarcie. Chociaż zaklęcie przeznaczone było na zwykłoczłeka, potrwało chwilę, zanim Monika odtajała. Jak tylko odzyskała zdolność ruchu, zaczęła cichutko, palcami jednej dłoni, pleść sieć. Wyjrzała ostrożnie na korytarz. Pusto. Po czarownicy ani śladu. Pewnie pobiegła ocenić

rozmiar szkód. Monika wyszła na paluszkach. Mijała właśnie uchylone drzwi łazienki, kiedy usłyszała pluśnięcie. Przez kran wylewał się wodnik. Zaraz zyskał ludzki kształt przystojnego blondyna o intensywnie niebieskich oczach.

– Szukam mojego kota – szepnęła rusałka.

Kształt człowieka zafalował i zmienił się w kota. Ślicznego, szarego. Dziewczyna pochyliła się i podrapała go za uszami.

– Przykro mi, ale przywiązałam się do tamtego – powiedziała, nie podnosząc głosu.

Wodnik przybrał swoją właściwą formę. W brzydkiej, niekształtnej, oślizłej głowie błyszczały przepiękne błękitne oczy. Wzruszył kościstymi ramionami, wciąż patrząc na Monikę z nietajonym zainteresowaniem.

– To wcale nie jest kot – syknął.

– Wiem.

Na parterze coś runęło, robiąc potworny hałas. Drzwi obok łazienki otworzyły się z impetem.

– Niby mam się uczyć, a w takich warunkach jak wy to sobie wyobrażacie?! – wrzasnął na całe gardło skołtuniony przedstawiciel współczesnej młodzieży.

Monika natychmiast zarzuciła na niego sieć.

– Stracę posadę – zmartwił się wodnik. – A bezrobocie szaleje.

– Może nie będzie aż tak źle – pocieszyła go rusałka. – Musimy tylko uzyskać Spłatę i wynosimy się stąd.

– Jesteście z Urzędu Skarbowego? – zabulgotał zaskoczony. – Odkąd rusałki tam pracują?

– Bezrobocie szaleje – przypomniała Monika.

Wodnik pokiwał głową i popatrzył na nią z jeszcze większą sympatią. Nie ma to jak rusałka, one zawsze człowieka... to jest wodnika, zrozumieją.

– Dobrze płacą? – zainteresował się konfidencjonalnie.

– Da się wyżyć. – Dziewczyna wepchnęła oplątanego siecią młodzieńca do pokoju. – Ucz się – poleciła i starannie zamknęła za nim drzwi.

Oceniła sieć. Miejsca wystarczy na jeszcze dwie osoby, może nawet na trzy, jeśli zdąży trochę dopleść.

– To gdzie jest mój kot? – zapytała.

– Na dole. Tłucze się z gospodarzami. Sąsiedzi już wzywają policję.

Rusałka zbiegła schodami na dół. W holu natknęła się na gospodarza, nieźle już posiniaczonego przez zaklęcia. Zarzuciła na niego sieć i uwiązała do wieszaka na ubrania. W salonie leżała pani domu opleciona jakimś magicznym zielskiem, a wymęczony Jens w porwanym garniturze raczył się zawartością barku.

– Bardziej to wygląda na nalot mafii niż na wizytę Urzędu Skarbowego – oceniła Monika, oglądając porozbijane meble. Widok żywego i zdrowego Jensa natychmiast ją uspokoił. – Wodnik mówi, że sąsiedzi już wezwali policję. Gdzie ta książka?

Jens spojrzał na nią, jakby dopiero sobie przypomniał, po co tu przyszli.

– Cholera, zapomniałem spytać.

Rusałka pochyliła się nad gospodynią. Kobieta miała wprawdzie otwarte oczy, ale nie wyglądała na zdolną do rozmowy. Z kącika na wpół otwartych ust ciekła jej ślina. Monika westchnęła cicho i zajrzała do holu. Gospodarz powoli wyplątywał się z sieci, udało mu się nawet zrobić kilka kroków w głąb mieszkania. Zarzuciła sieć drugi raz. Podwójnie omotany, prawie zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością. Patrzył tylko na Monikę z absolutnym uwielbieniem. Potrząsnęła nim.

– Gdzie książka z zaklęciami?! Gadaj, ale już!

Uśmiechając się nieprzytomnie, machnął ręką. Monika westchnęła ponownie; gdyby miała kierować się tym gestem, równie dobrze mogliby zacząć poszukiwania na księżycu.

– Gdzie jest książka z zaklęciami? – ponowiła pytanie, tym razem wyraźnie akcentując każdą sylabę.

Mężczyzna zamrugał niepewnie i wciąż z tym samym rozanielonym uśmiechem ruszył w kierunku okna. Z każdym krokiem oglądał się, żeby sprawdzić, czy Monika idzie za nim. Szła. Wreszcie, wyraźnie szczęśliwy, że może spełnić życzenie rusałki, puknął palcem w szybę.

– Tam. – Wskazał wędzarnię, wybudowaną w kącie ogródka. Na ulicy zawyły syreny policyjne. Monika wyjrzała przez okno i zarzuciła resztkę sieci na psa. Tylko tego brakowało, żeby gliny zastrzeliły biednego bydlaczka. Ogłuszony urokiem pies przestał być zły.

Jens z niejakim żalem rozstał się z butelką, ale nie było już czasu na leczenie nadszarpniętych nerwów. Przez wybudowany z tyłu domu taras wyszli do ogródka. Słychać było policjantów, kotłujących się przy bramie. Była wyjątkowo solidna.

Poborcy obejrzeli dokładnie wędzarnię. Jens na wszelki wypadek sięgnął ręką do komina. Osmalił sobie zniszczony rękaw, ale w środku nic nie znalazł. Z ulicy dobiegł ich odgłos pękającego metalu, policjanci sforsowali bramę...

– Szukaj książki – ponagliła Monika. – Ja się nimi zajmę.

 

c.d. w książce

Okładka
Spis Treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Galeria
M.Koczańska
Konrad Bańkowski
A.Mason
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Magdalena Kozak
Adam Cebula
Hanna Fronczak
A.Chojnowska
Tomasz Pacyński
KC
J.Grzędowicz
Milena Wójtowicz
Neal Stephenson
Terry Pratchett
< 22 >