Fahrenheit XLVIII - październik-listopad 2oo5
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<<<strona 23>>>

Wikingowie i Wenedzi w Biskupinie

 

 

– No, Sreberka moje, szyk! – Jaro jakiś taki zbiesiony dzisiejszego ranka się wydawał. Srebro Peruna, jak zawsze, ślamazarnie i opieszale, ustawiało się dwójkami.

– Gdzie Frank?

– Śpi, nie wyjdzie do bitwy – odparł Przemór, wzruszając ramionami.

Frank miał do tego snu całkowite prawo – wieczór wcześniej było święto przesilenia letniego, gdzie po obrzędzie suto zaprawiano się miodem i piwem. Zresztą wszyscy wyglądali jak z Yggdrassila zdjęci – możliwe, że wpływ na to miała nie sama uroczystość, ale siódmy dzień Festiwalu Archeologicznego w Biskupinie, odbywającego się w tym roku pod hasłem „Wikingowie i Wenedzi”.

– Na Angoli nie czekamy? – rzucił Hagen, patrząc na sąsiadujące z namiotami Srebra obozowisko Anglików.

Jaro krytycznym okiem (a on to potrafi!) spojrzał na będących w całkowitym proszku anglosaskich wojów.

– Pieprzyć ich. Dojdą sami. Zbierają się do walki jak w trzydziestym dziewiątym.

Ciche śmiechy „Sreberek”.

– Gotowi?! – znowu krzyk Jara. – Graj, Hagen!

Hagen oblizał wargi, coś zaświergolił na fujarce, by po chwili zagrać dość smętną melodię. Zachrzęściły kolczugi, włócznie powędrowały na ramiona i ośmiu wojów Srebra Peruna ruszyło na pole bitwy.

Turystów co niemiara, w większości wycieczki szkolne w pełnej skali wiekowej, więc co i rusz nie obyło się bez stanowczego „Z drogi!”.

Na specjalnie wydzielonym polu czekał już na nich przeciwnik; Trygław oraz Wataha Wilcze Kły – już ustawieni w szeregu, przywitali ich dzikim rytmem wybijanym na tarczach i niewybrednym obelgami.

– Sreberka! Rozwinąć szyk!

Tarczownicy ustawili się w ścianę, za nim zaś skryli się woje z bronią drzewcową.

– Nie za mało nas? – zastanawiał się Buła.

– Idzie Jantar – odparł Przemór patrząc ponad zebranym tłumem gapiów na kilka szczytów włóczni kierujących się na pole bitwy. – I chyba Dąb Pomorza. Zresztą, co za różnica, i tak przegramy.

– Przemo, ty znowu swoje – syknął Liber, patrząc na niego z wyrzutem. Patrzyli na nadchodzących Jantarów.

– Ty pieprzony malkontencie – rzucił Liber do Przemóra, znudziwszy się widokiem kilkunastu ubranych w lamelki wojów.

– Jebany aktywista – nie pozostał mu dłużny Przemo.

– Chyba ty.

– Chyba ty i twoja matka...

– Zamknąć się! – ryknął Jaro, przerywając sławny dialog wielokrotnie odgrywany przez Przemóra i Libera. – Słyszeliście, co mówiłem? To słuchać! Dwa pierwsze starcia w linii bez strat, trzecie na pełnej ku..., no, wiecie na czym. Włócznie i duny nie wychylać się! Szyk! Szyk!

Tarczownicy zacieśnili ścianę tarcz, a włócznicy mocniej chwycili drzewca swych broni.

– Naprzód! Równo! Równo! – ściana ruszyła, lewa flanka z lekkim opóźnieniem, zaraz jednak nadrobionym. Trygław i Wataha również ruszyły. Wszyscy z półuśmiechami na twarzach – w tym starciu jeszcze nikt nie „ginie”, chodzi o jak największy łomot, o widowiskowość. Teraz wszystko odbywa się na pół gwizdka – dopiero w trzecim starciu wszystko zaczyna się na poważnie.

Szeregi zwarły się i posypały się razy. Krótkie starcie, każdy ledwie zadał kilka ciosów i zaraz rozległy się krzyki dowodzących:

– Wróć! Wróć! Tył!

Obie linie oderwały się od siebie odeszły na kilkanaście kroków, ciężko dysząc i poprawiając szyk.

– Naprzód!

Ruszyli, tym razem już z większym impetem, rozgrzani pierwszą potyczką. Obie grupy, już rozochocone, powoli zaczynały walczyć „na serio”, szczerząc zęby i klnąc. Znowuż jednak czujni wodzowie nakazali wycofanie się.

– Bij! – na to hasło czekali woje z obu grup. Kilku wyrwało się niemal biegiem, zaraz jednak powstrzymał ich krzyk – Trzymaj linię!

Grzmotnęło, błysnęło i w końcu zwarli się naprawdę. Włócznie i duny poszły w ruch, dźgając w odsłonięte nogi i torsy, waląc po hełmach i tarczach. Przez chwilę nie widać było, by któraś strona zdobywała przewagę. Zaraz jednak osunęło się kilka ciał, a pod naporem włóczników pękła lewa flanka Srebra Peruna i w tym momencie bitwa była zakończona. Trygłowcy i Wilcze Kły zabiegły resztki Srebra i ich sojuszników i bez pardonu ich cięła, dźgała i rąbała. Ostatnie starcie trwało może z minutę.

Zwycięzcy wznieśli oręż w górę i okrzykiem „Odyn!” oznajmili światu przegraną Srebra Peruna.

– Wódz! – darł się Igor, wojewoda Trygława. – Dajcie mi ich wodza! Gdzie jest ten pies?!

Jego ludzie rozbiegli się po pobojowisku:

– Jest!

– Żyw jeszcze?! To przyciągnąć go tutaj! – rozkazał wojewoda. Dwóch rosłych wojów podniosło Jara, chwytając go pod pachy i zawlokło przed oblicze Igora. Tam zmusili przegranego wodza do klęknięcia przed obliczem zwycięzcy.

Igor zwrócił się do oglądających widowisko:

– Dzielny był czy nie?!

Tłum w większości składający się z dzieci coś zapiszczał.

W tym czasie Jaro podniósł głowę i cicho powiedział do trzymającego go Trygławca:

– Jeszcze dziś będziesz ze mną w raju! – cała trójka, chichocząc opuściła głowy.

– Pytam się, dzielny był?! – nie dawał za wygraną Igor.

– TAAAK! – zdecydowała się w końcu publiczność.

– Dajcie mu miecz! – Jarowi wręczono oręż, Igor zaszedł go od tyłu, podciągnął za włosy jego głowę do góry i, przykładając nóż do gardła, zakrzyknął:

– Bogowie, jak ja to kocham! – następnie przeciągnął po szyi Jara tępą stroną ostrza. Jaro obrazowo zacharkotał i osunął się w konwulsjach na ziemię.

– W imię prastarych bogów, niech umarli powstaną!

I tak, ci co zginęli, powstali. W końcu popołudniu trzeba rozegrać kolejną pokazową walkę. I tak przez dziewięć dni.

Ale nie na samych walkach Festiwal polegał. Od 10 rano do 18-tej można było zwiedzić same grodzisko oraz jego rekonstrukcję, przejść się po wałach, przyjrzeć się oraz popływać repliką słowiańskiej łodzi sprzed tysiąca lat. Na obejmującym kilka hektarów terenie muzeum w Biskupinie czekały na odwiedzających takie atrakcje jak mincerz, piwowar (to dla tych bardziej dorosłych widzów), strzelanie z łuków, rzucanie oszczepem, szkółki walki na miecze. Do tego można było nabyć oręż, stroje, biżuterię z wczesnego średniowiecza. Bardziej zainteresowanych zapraszano do nauki tańców szkockich (?!), bądź do kąpieli we wczesnośredniowiecznej balii. W samym muzeum można było obejrzeć wystawy poświęcone samemu odkryciu w Biskupinie, jak i okazyjna wystawę o Truso, handlowej emporii z wczesnego średniowiecza, gdzie spotykała się kultura Bałtów, Słowian i wikingów, a temu wszystkiemu towarzyszyła klimatyczna muzyka grana na żywo przez, między innymi Fideliusa i Stary Olsa. Jednym zdaniem – punktów do zwiedzenia i popróbowaniu się w rzemiośle i życiu sprzed tysiąca lat, co niemiara. Jazda konna, granie na ogromnym bębnie, rzeźbienie dłubanki, zielarstwo... oj, działo się tam działo! Właściwie to było wszystko co wiązało się z wczesnym średniowieczem.

A po zamknięciu muzeum i zniknięciu turystów pojawiały się już całkiem inne atrakcje, ale to już słodka tajemnica wikingów i Słowian.

A za rok Festiwal Archeologiczny w Biskupinie odbyć ma się pod hasłem „Rzymianie i barbarzyńcy”. Znowu coś w sam raz coś dla felietonisty „Cimmerian Show”.

 

Ps. W tym roku, w ciągu dziewięciu dni festiwalu, przez Biskupin przewinęło się ponad 90 tys. zwiedzających.

 

 

 

Wikingowie

Wikingowie

Wikingowie

Wikingowie

Wikingowie

Wikingowie

Wikingowie

Wikingowie

Wikingowie

Wikingowie

Wikingowie

Wikingowie


< 23 >